Kiedy podliczyłam ilość
zakupionych kosmetyków w maju, zaczęłam się śmiać, ale nie z radości… To był
raczej śmiech bezsilności. Naliczyłam, że w maju przybyły mi aż 104 kosmetyki z
czego aż 71 szt kupiłam sama. Jedno co się ciśnie na usta to masakra! Na domiar
złego zużyć miałam jedynie 10… Wcześniej nigdy nie pozwoliłam sobie na takie
szaleństwo i nigdy dotąd tak mało nie zużyłam. Powiedziałam DOŚĆ i postanowiłam
raz na zawsze skończyć z oślepiającą manią zakupoholizmu a w szczególności
kosmetykoholizmu.
Za cel wyznaczyłam sobie datę 21
września br. To bardzo ważna dla mnie data, dzień mojego ślubu. Mam więc zamiar
wytrwać AŻ lub tylko 117 dni bez kupowania kosmetyków i ubrań. Oczywiście nie
będzie to całkowita asceza, bo jeśli skończy mi się dezodorant, a w zapasach nie
będzie żadnego zamiennika to po prostu pójdę i kupię jedną, potrzebną mi sztukę
(bez robienia zapasów). Oczywistym jest też, że nie będę się zaniedbywać tylko
dlatego, że miałam nic nie kupować. Chcę po prostu wyleczyć się z manii
kupowania wszystkiego co nazywa się kosmetykiem, oślepiającej manii wkładania do
koszyka 50-tego balsamu, 30-żelu pod prysznic czy entego kremu do twarzy.
Zredukować zapasy kosmetyków, by nareszcie iść do drogerii, bo czegoś naprawdę
potrzebuję, bo nie mam nic podobnego w zapasach! Może dla niektórych wydaje się
to dziwnym, ale ja naprawdę chciałabym na spokojnie pójść do sklepu i z
radością kupić krem, balsam czy żel, bo po prostu ostatnia sztuka mi się
skończyła. W kwestii ubrań chcę zrobić podobnie. Mimo, że nie mam ogromnych
nakładów ubrań chciałabym spróbować nie kupować kolejnego swetra, skoro mam
bardzo podobne 2, kolejnej spódniczki na lato, bo przecież mam „tylko” 15
innych.
Czy mi się uda?
Tak! Bo bardzo tego chcę!
Bo bardzo tego potrzebuję!
Kto ze mną podejmie wyzwanie?