Pojawiam się i znikam, bo mam w swoim okresie walki z zakupoholizmem dobre i złe dni. Raz wydaje mi się, że już już jestem na zwycięskiej drodze, a potem następuje chwila słabości i znów wracam na start. Z każdego sukcesu i z każdej porażki wyciągam jednak lekcję dla siebie i właśnie o jednej takiej lekcji chcę wam dziś opowiedzieć.
Uwielbiam wydawać pieniądze. Ten moment wejście w posiadanie czegoś nowego w zamian za 4 cyfry PINu lub kawałek papierka (banknotu) sprawia mi ogromną radość. Kiedyś bez opamiętania szalałam na wyprzedażach i nie ważne było dla mnie czy nowa rzecz pasuje do mojej figury, karnacji i włosów czy też nie. Nie raz kupowałam za dużą/ za małą rzecz i mówiłam w myślach - "zaniosę do krawcowej", "schudnę", "przytyję". Nie istotne było to, że nie mam nic, co mogłabym sparować, aby utworzyć zestaw, że kupując te spodnie nie mam do nich bluzki i siłą rzeczy muszę coś do nich dokupić, żeby stworzyć stylizację. Liczyły się tylko emocje, ta chwila rozpusty, szastania pieniędzmi i to poczucie, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Kiedy emocje opadały, ubrania lądowały w szafie i nie ujrzały światła dziennego przez długi czas. Po kilku miesiącach wyjmowałam nowe ciuchy, jeszcze z metkami i zastanawiałam się co z nimi zrobić. Wyrzucić szkoda, do krawcowej za daleko, nie schudłam, a przytyć nie chcę.
Teraz patrzę na to inaczej.
Ostatnio byłam na zakupach w Smyku i kupowałam na wyprzedaży rzeczy dla córki. Na początku rzuciłam się na wszystkie te piękne sweterki, sukienki czy bluzki, tworząc w myślach stylizacje do przedszkola, na plac zabaw czy do babci. Ale po chwili zaczęłam rozważać sens kupowania tak dużej ilości ubrań. Zadałam sobie kilka ważnych pytań, które pomogły mi zweryfikować zakupy:
1. Czy rzeczy, które mam zamiar kupić są dobrej jakości i będą wyglądać dobrze nawet po wielu praniach?
2. Czy materiał, z którego są wykonane jest naturalny i będzie służył długo?
3. Czy mam do tego sweterka, spodni inną część garderoby, z którą stworzę dla dziecka zestaw?
4. Czy rzeczy, które chcę kupić będą wygodne w noszeniu i zakładaniu. Czy nie mają zamków, dżetów, aplikacji, które mogą denerwować moją córkę?
5. Czy dana pora roku pozwoli mi na zakładanie tych rzeczy? czy nie są zbyt ciepłe/zbyt cienkie na teraz?
6. Czy nie mam czegoś podobnego w domu?
7. Czy cena jest adekwatna do jakości?
Na zadanie sobie tych pytań poświęciłam dosłownie chwilę i nagle okazało się, że część z tych rzeczy wcale mi się nie podoba.
Jeden sweter jest zaciągnięty na plecach. Odwiesiłam go. Bluzka jest wykonana ze słabej jakości bawełny i na pewno po kilku praniach nie będzie nadawała się do noszenia. Przypomniałam też sobie, że mam podobne spodenki w domu, więc i tą rzecz odwiesiłam. Szybki rachunek sumienia spowodował, że z 30 rzeczy odwiesiłam 2/3, bo tu był słaby gatunkowo materiał, tu zbyt jaskrawe wzory, a w jeszcze innej źle rozwiązane zakładanie. 2 bluzy okazały się niepraktyczne, ponieważ były zbyt ciepłe, wykończone futerkiem i kapturem, a poszukiwałam czegoś co można by zakładać do przedszkola na cebulkę.
Nie mogłam uwierzyć, że z taką łatwością idzie mi odwieszanie tych rzeczy, że robię to nie dlatego, bo zabrakło mi kasy, ale że świadomie nie chcę tych rzeczy posiadać.
Poczułam się silniejsza, bo sama wewnętrznie umiałam zwalczyć potrzebę kupowania.
Myślę, że kupując sobie rzeczy także spojrzę na nie krytycznym okiem. Obejrzę dokładnie z każdej strony jakość wykonania, sprawdzę skład materiału. Zadam sobie dokładnie te same pytania, które zadałam kupując ubrania córce.
A ty? Jak zwalczasz kompulsywne zakupu? Pamiętaj, że liczą się małe kroki i nawet najmniejszy postęp jest drogą do zwycięstwa.