wtorek, 25 grudnia 2018

Zanim kupisz - zadaj sobie te pytania.

Pojawiam się i znikam, bo mam w swoim okresie walki z zakupoholizmem dobre i złe dni. Raz wydaje mi się, że już już jestem na zwycięskiej drodze, a potem następuje chwila słabości i znów wracam na start. Z każdego sukcesu i z każdej porażki wyciągam jednak lekcję dla siebie i właśnie o jednej takiej lekcji chcę wam dziś opowiedzieć.




Uwielbiam wydawać pieniądze. Ten moment wejście w posiadanie czegoś nowego w zamian za 4 cyfry PINu lub kawałek papierka (banknotu) sprawia mi ogromną radość. Kiedyś bez opamiętania szalałam na wyprzedażach i nie ważne było dla mnie czy nowa rzecz pasuje do mojej figury, karnacji i włosów czy też nie. Nie raz kupowałam za dużą/ za małą rzecz i mówiłam w myślach - "zaniosę do krawcowej", "schudnę", "przytyję". Nie istotne było to, że nie mam nic, co mogłabym sparować, aby utworzyć zestaw, że kupując te spodnie nie mam do nich bluzki i siłą rzeczy muszę coś do nich dokupić, żeby stworzyć stylizację. Liczyły się tylko emocje, ta chwila rozpusty, szastania pieniędzmi i to poczucie, że nie ma rzeczy niemożliwych. 



Kiedy emocje opadały, ubrania lądowały w szafie i nie ujrzały światła dziennego przez długi czas. Po kilku miesiącach wyjmowałam nowe ciuchy, jeszcze z metkami i zastanawiałam się co z nimi zrobić. Wyrzucić szkoda, do krawcowej za daleko, nie schudłam, a przytyć nie chcę. 

Teraz patrzę na to inaczej. 

Ostatnio byłam na zakupach w Smyku i kupowałam na wyprzedaży rzeczy dla córki. Na początku rzuciłam się na wszystkie te piękne sweterki, sukienki czy bluzki, tworząc w myślach stylizacje do przedszkola, na plac zabaw czy do babci. Ale po chwili zaczęłam rozważać sens kupowania tak dużej ilości ubrań. Zadałam sobie kilka ważnych pytań, które pomogły mi zweryfikować zakupy:

1. Czy rzeczy, które mam zamiar kupić są dobrej jakości i będą wyglądać dobrze nawet po wielu praniach?
2. Czy materiał, z którego są wykonane jest naturalny i będzie służył długo?
3. Czy mam do tego sweterka, spodni inną część garderoby, z którą stworzę dla dziecka zestaw?
4. Czy rzeczy, które chcę kupić będą wygodne w noszeniu i zakładaniu. Czy nie mają zamków, dżetów, aplikacji, które mogą denerwować moją córkę?
5. Czy dana pora roku pozwoli mi na zakładanie tych rzeczy? czy nie są zbyt ciepłe/zbyt cienkie na teraz?
6. Czy nie mam czegoś podobnego w domu?
7. Czy cena jest adekwatna do jakości?



Na zadanie sobie tych pytań poświęciłam dosłownie chwilę i nagle okazało się, że część z tych rzeczy wcale mi się nie podoba.

Jeden sweter jest zaciągnięty na plecach. Odwiesiłam go. Bluzka jest wykonana ze słabej jakości bawełny i na pewno po kilku praniach nie będzie nadawała się do noszenia. Przypomniałam też sobie, że mam podobne spodenki w domu, więc i tą rzecz odwiesiłam. Szybki rachunek sumienia spowodował, że z 30 rzeczy odwiesiłam 2/3, bo tu był słaby gatunkowo materiał, tu zbyt jaskrawe wzory, a w jeszcze innej źle rozwiązane zakładanie. 2 bluzy okazały się niepraktyczne, ponieważ były zbyt ciepłe, wykończone futerkiem i kapturem, a poszukiwałam czegoś co można by zakładać do przedszkola na cebulkę. 

Nie mogłam uwierzyć, że z taką łatwością idzie mi odwieszanie tych rzeczy, że robię to nie dlatego, bo zabrakło mi kasy, ale że świadomie nie chcę tych rzeczy posiadać. 

Poczułam się silniejsza, bo sama wewnętrznie umiałam zwalczyć potrzebę kupowania. 

Myślę, że kupując sobie rzeczy także spojrzę na nie krytycznym okiem. Obejrzę dokładnie z każdej strony jakość wykonania, sprawdzę skład materiału. Zadam sobie dokładnie te same pytania, które zadałam kupując ubrania córce.

A ty? Jak zwalczasz kompulsywne zakupu? Pamiętaj, że liczą się małe kroki i nawet najmniejszy postęp jest drogą do zwycięstwa.




wtorek, 31 lipca 2018

Zmieniam się dla WAS!

Kochani! Widzę jak z każdym dniem czyta mnie coraz więcej osób. Kiedyś myślałam, że ten blog będzie tylko formą pamiętnika, ale widzę po statystykach, że przybywa coraz więcej osób, które tak jak ja chcą zwalczać zakupoholizm. To świetna wiadomość! Piszecie do mnie maila z prośbą o pomoc, o poradę jak wyjść z tego nałogu, jak poradzić sobie z ogromną chęcią kupowania. To działa bardzo motywująco. Przekopując mój blog możecie zobaczyć, że pisałam bardzo  nieregularnie. Teraz od kilku miesięcy pojawiam się z nowym postem często i ciągle mam taką energię by pisać tego bloga dalej. Że potrzebujecie mnie, że razem możemy więcej! 

Postanowiłam zadbać o wygląd bloga, bo dotychczasowy szablon był taki "biedny" i nie zachęcał do czytania. Teraz bardziej mi się podoba. 

Dajcie znać w komentarzu lub wiadomości prywatnej jak wam się podoba ten szablon.

niedziela, 29 lipca 2018

Czy zakupy wynagradzają mi gorszy dzień?

Załapałam dziś doła. Mimo pięknej pogody straciłam ochotę do czegokolwiek. Nazbierało się dużo drobnych i tych większych spraw, które z powodu braku ujścia eksplodowały dołem gigantem. Za dwa tygodnie wracam do pracy po ponad dwuletniej nieobecności (urlop macierzyński i wychowawczy) i dopadł mnie stres. Jak to będzie, czy dam radę, czy pogodzę macierzyństwo z pracą. Jak zareagują pracownicy na mój powrót i czy będę umiała szybko się wdrożyć. Przyjaciółka na jachcie ma słabą baterię w telefonie, więc też nie mogła za długo gadać i pozostało mi samej poradzić sobie z negatywnymi myślami. Chodziłam po mieście, dziecko spało w wózku i tak mnie naszło żeby w tym upale wejść do Rossmanna. Tak pochodzić, pooglądać co jest w ofercie. Klimatyzacja w sklepie wydawała się być idealną opcją na schłodzenie negatywnych myśli. 




Po wejściu do sklepu zaczaiły się złe duchy - "Popraw sobie humor, kup coś", "Weź chociaż krem, będziesz rozgrzeszona, przecież masz doła, a w takich chwilach warto poprawić sobie humor zakupami". "A może kupić coś słodkiego, co ukoi negatywne myśli". No kurcz blade! Nawet człowiek nie może spokojnie pochodzić po sklepie, bo już zły duch nałogu odzywa się i namawia do złego. 

Walczyłam z sobą, nie powiem. Chciałam pozbyć się negatywnych myśli związanych z pracą i chwilowo wydawało mi się, że może ta tabliczka czekolady, a może ten krem albo chociaż saszetka z maseczką pomogą mi w tym.Ostatecznie jednak zrezygnowałam, bo wiem, że  nie tędy droga. Zakupy tylko na chwilę ukoją moją frustrację, a potem wróci poczucie winy że kupiłam niepotrzebne rzeczy i zamiast walczyć z zakupoholizmem daję mu się wciągać.

Nie kupiłam nic, wyszłam szybko, a dół przeszedł po szczerej rozmowie z mężem. 

Pamiętaj!

Zakupy dają tylko chwilowe ujście negatywnych emocji. Jeśli jesteś zakupoholiczką zakupy na poprawę humoru nie są dobrym rozwiązaniem. Chwilowo poczujesz się lepiej, a potem przyjdzie poczucie winy, że znów wydałaś pieniądze na niepotrzebne rzeczy. 

niedziela, 22 lipca 2018

Czy ma Pani naszą kartę rabatową/ stałego klienta?

Ostatnio będąc w Drogerii Natura przy kasie sprzedawczyni zapytała mnie czy mam kartę rabatową. Na moją odpowiedź, że nie posiadam, miła pani wyskoczyła z propozycją założenia takowej, bo:

  • karta uprawnia do rabatów
  • klubowicze dowiadują się o zniżkach jako pierwsi
  • biorą udział w specjalnych promocjach i konkursach
Podziękowałam grzecznie, ale od razu pojawiła się w mojej głowie myśl: Jak to dobrze, że umiem się oprzeć tej propozycji. Inaczej na pewno kupowałabym bez opamiętania.



Kiedyś z pewnością założyłabym taką kartę i śledziła z zapałem każdą okazję. Przeglądała gazetki i notowała co warto kupić. Nie twierdzę, że takie karty są złe, ale dla nas zakupoholików są po prostu niebezpieczne. Kuszą, nakłaniają do częstszego zaglądania do danego sklepu, bo mamy taniej, jesteśmy "traktowani jak VIP", promocje są dostosowane do naszych potrzeb. A to są tylko pozory. Firmie chodzi o to by nas ciągle kusić promocjami, mailami z ofertami, smsami z kodami na zakupy powyżej 100 złotych. W rzeczywistości mi otrzymujemy mało atrakcyjne prezenty (co to za prezent 1 naklejka po wydaniu 40 zł) a sklep ma nas w garści.

Pamiętam jak kiedyś drogeria Rossmann miała karty Rossnę. Za pewną ilość zakupów przechodziło się na wyższy próg rabatowy. Pamiętam, że można było śledzić ile wizyt brakuje do przejścia na wyższy poziom. Możecie się domyślić co zrobiłam. Chodziłam do drogerii codziennie po jakąś rzecz dla dziecka, aby w jak najszybszym czasie przejść na wyższy poziom. Kupowałam drugi szampon, trzeci balsam do ciała, piąte opakowanie patyczków do uszu, bo kusiło mnie osiągnięcie nowego levelu. Kiedy udało mi się to czułam satysfakcję, ale był taki moment, że nie wyrobiłam się z zakupami w określonym czasie. I wiecie co? Czułam się strasznie oszukana, bo wydałam niepotrzebnie pieniądze na rzeczy, które nie były mi potrzebne. Byłam jednak sama sobie winna. Przez własną głupotę wpadłam w  pułapkę. Dziś jestem mądrzejsza.

Po co więc kusić los. Karty rabatowe najczęściej nic nam nie dają, oprócz zajmowania miejsca w portfelu. Zbieramy punkty, które po roku tracą ważność, zanim zdążymy je na cokolwiek wymienić, otrzymujemy gratisy, które nie są nam potrzebne, naklejki, które rzucamy w kąt, a w obiecanych konkursach i tak nie uda nam się wygrać. I po co to wszystko?

Myślę jednak, że można tu zrobić wyjątek i posiadać kartę w sklepach, w których rzeczywiście coś realnego otrzymamy np rabat na dane zakupy (nie na przyszłe, bo to nas skusi do ponownego bezsensownego kupowania), zbieranie na tzw skarbonkę (Auchan) czy inne tego typu akcje, gdzie rzeczywiście otrzymamy coś realnego. 

Naklejki, punkty, 5 zakupy gratis nie wchodzą w grę.

Moim zdaniem nie warto. 



czwartek, 19 lipca 2018

Podsumowanie wyzwania -Maj za 50 zlotych

W ostatnim poście pisałam o wyzwaniu - Maj za 50 zlotych. Miałam wyznaczony cel, aby przez cały miesiąc nie wydać na kosmetyki i ubrania więcej niż po 50 złotych. Czy udało mi się zrealizować wyznaczony cel?

I tak i nie.

TAK, ponieważ

  • W wielu sytuacjach dwa razy zastanowiłam się czy aby na pewno dana rzecz jest mi potrzebna
  • Potrafiłam powiedzieć NIE i odmówić sprzedawczyni w sklepie dodatkowych rzeczy (czerstwego w drogeriach proponowane są nam dodatkowe kremy, żele czy pasty do zębów) 
  • Przez 3/4 miesiąca bardzo trzymałam się w ryzach i nie prowokowałam niepotrzebnych wizyt w drogeriach czy sklepach z ubraniami 
  • Zawsze kiedy nachodziła mnie ochota na małe zakupy kosmetyczne czy odzieżowe przypominałam sobie że przecież mam się w co ubrać i mam czym smarować twarz czy myć ciało.
  • Udało mi się nie wydać na ubrania więcej niż 50 złotych. Kupiłam tylko jedną bluzkę w super second-gandzie za bagatela 5 złotych.

NIE, ponieważ 
  • Ostatecznie uległam konsultantce z Yves Rocher, która namówiła mnie na zestaw kosmetykow.  Miałam z tego powodu wielkie wyrzuty sumienia...
  • Wydałam na kosmetyki więcej niż 50 złotych

Jak oceniam to wyzwanie? 

Uważam że było to dobre doświadczenie, które z pewnością powtórzę za jakiś czas. Dzięki wyzwaniu miałam świadomość że warto się kontrolować i ćwiczyć asertywność. Wiem jednak, że wciąż nie jestem idealna i udaje się mnie namówić na kosmetyki w dobrej cenie. Potrzebuję więcej czasu i kolejnych wyzwań, aby stać się silniejsza i umieć całkowicie zrezygnować z zakupów ponad wyznaczone kwoty pieniędzy.

A jak Tobie poszło? Podjelaś wyzwanie razem ze mną? 

wtorek, 1 maja 2018

Wyzwanie! Maj za 50 złotych. Dołącz i ty!

Pisałam pod koniec kwietnia o tym jak bardzo poszalałam na wyjeździe. Ten post możesz przeczytać tutaj. Długo myślałam na ten temat i doszłam do wniosku, że muszę zmienić mój styl życia. Nie mogę zachowywać się na zakupach jak pies spuszczony z łańcucha, który widząc coś atrakcyjnego dla oka biegnie przed siebie na oślep. Wydałam dużo za dużo, musiałam uruchomić oszczędności na czarną godzinę, aby dotrwać do końca miesiąca, w sklepach wybierać tanie produkty, aby starczyło nam do pierwszego. Nie odżywiałam się zdrowo, bo nie było mnie na to stać. Czułam się z tym źle, a głupio mi było przyznać się przed mężem, że nie mamy już pieniędzy na wspólnym koncie. Tak bardzo mnie to dotknęło, że postanowiłam wdrożyć w życie pewien plan.



  1. Chciałabym założyć konto dedykowane pod konkretny cel. Na razie rozglądam się za odpowiednią ofertą. Chciałabym odkładać co miesiąc na konto dla dziecka oraz na wakacje marzeń. Wiem, że to długoterminowy cel i nie będzie tak łatwo go osiągnąć, ale marzy mi się podróż do Indii, a bez oszczędzania na wyjazd na pewno nigdy nie zrealizuję tego planu.
  2. Maj ogłaszam miesiącem za 50 złotych. Moimi problemami są kosmetyki i ubrania. Nie umiem się też oprzeć kupowaniu herbat i gazet/książek. Kupuję za dużo, za mało odkładam. Chcę to zmienić. Mój plan polega na tym, że na kosmetyki i ubrania mogę w maju wydać jedynie 50 złotych. Oczywiście idealnie będzie gdy nie wydam nic, ale być może coś się skończy, coś zniszczy i nie będę miała zamiennika. 
Jeśli i ty czujesz się źle w swoim zakupoholizmie - dołącz do wyzwania. Wyznacz sobie kwotę poza którą nie możesz wyjść. Może wydajesz za dużo na rozrywkę? Może za dużo na jedzenie, które potem się marnuje. Może nie możesz obyć się bez kosmetyczki kilka razy w miesiącu. A może za bardzo kochasz słodycze? Ustaw sobie limit - 20, 50 a może 100, 200 złotych. I postaraj się nie wyjść poza tą kwotę. 

Na pewno nie będzie łatwo, bo nikt nie lubi ograniczeń, ale postaraj się. Ja również będę się starać , by wytrwać. Możesz do mnie napisać maila, albo zostaw komentarz. Wspierajmy się nawzajem. 

sobota, 28 kwietnia 2018

Niszcząc ulotkę rabatową czuję się silniejsza

Lata temu dołączyłam do kilku klubów stałych klientek. Wiąże się to z regularnym otrzymywaniem ofert pocztą mailową jak i tradycyjną. Na maile jestem odporna, nie mam czasu przeglądać ofert wysyłanych tą drogą. Inaczej jest niestety z pocztą tradycyjną. Otrzymując kopertę czuję się wyróżniona, czeka na mnie list i oferta przygotowana tylko dla mnie :). 



Taką ofertę otrzymuję regularnie z Yves Rocher. Lubię ich kosmetyki, więc tym bardziej ciężko jest mi oprzeć się ich ofercie. Zawsze otwieram list i przeglądam jakie są rabaty i prezenty za zamówienie. Zazwyczaj oferta jest bardzo atrakcyjna. Prezenty dodawane do zamówienia, duże rabaty, dodatkowe produkty. Naprawdę ciężko jest się oprzeć. No bo jeśli za zamówienie za 99 złotych otrzymasz pełnowymiarowy flakon perfum to czyż nie jest to atrakcyjna oferta?

Kiedyś nie umiałabym przejść obok tego obojętnie. 

Zamówiłabym nawet gdybym wiedziała, że perfumy dodawane w prezencie nie są w moim typie. Przecież mogę dać je komuś w prezencie albo sprzedać, prawda? Kupiłabym na siłę byle tylko dostać coś gratis. 

Teraz jestem silniejsza, bo...

wiem na jakiej zasadzie to działa. Firmy mają bardzo rozbudowaną akcję marketingową i nęcą rabatami, prezentami byleby tylko zyskać nowego klienta. Dając się namówić, wpadam w sieć pajęczą dużych koncernów.

Ostatnio kiedy otrzymuję taką ofertę, otwieram ją i przeglądam, ale z góry zakładam że nic nie kupię. Takie nastawienie powoduje, że podchodzę do tematu z negatywną myślą. Nie otwieram ust z wrażenia, że tusz do rzęs jest tańszy o 3 złote, a krem mogę dostać w prezencie. 

W głowie mam myśl:

Jakie to jest drogie...

Jaka mała pojemność....

Jaki brzydki odcień...

Na pewno ma zły skład...

Taka negacja stawia mnie na piedestale. Czuję się silniejsza, wiem, że nie dam się namówić. A kiedy w końcu drę ulotkę na drobne strzępy i wyrzucam ją do kosza, czuję że znów mi się udało. I triumfuję! I wiem, że mogę przenosić góry! To daje mi moc, bo wiem, że potrafię nic  nie kupić jeśli tylko chcę. 

Przeczytaj także

Dlaczego kupujemy za dużo?

Pisałam kilka dni temu, że ponownie staję do walki z zakupoholizmem. Już myślałam, że ten temat mnie nie dotyczy, a wystarczyły dwa miesiąc...