niedziela, 22 lipca 2018

Czy ma Pani naszą kartę rabatową/ stałego klienta?

Ostatnio będąc w Drogerii Natura przy kasie sprzedawczyni zapytała mnie czy mam kartę rabatową. Na moją odpowiedź, że nie posiadam, miła pani wyskoczyła z propozycją założenia takowej, bo:

  • karta uprawnia do rabatów
  • klubowicze dowiadują się o zniżkach jako pierwsi
  • biorą udział w specjalnych promocjach i konkursach
Podziękowałam grzecznie, ale od razu pojawiła się w mojej głowie myśl: Jak to dobrze, że umiem się oprzeć tej propozycji. Inaczej na pewno kupowałabym bez opamiętania.



Kiedyś z pewnością założyłabym taką kartę i śledziła z zapałem każdą okazję. Przeglądała gazetki i notowała co warto kupić. Nie twierdzę, że takie karty są złe, ale dla nas zakupoholików są po prostu niebezpieczne. Kuszą, nakłaniają do częstszego zaglądania do danego sklepu, bo mamy taniej, jesteśmy "traktowani jak VIP", promocje są dostosowane do naszych potrzeb. A to są tylko pozory. Firmie chodzi o to by nas ciągle kusić promocjami, mailami z ofertami, smsami z kodami na zakupy powyżej 100 złotych. W rzeczywistości mi otrzymujemy mało atrakcyjne prezenty (co to za prezent 1 naklejka po wydaniu 40 zł) a sklep ma nas w garści.

Pamiętam jak kiedyś drogeria Rossmann miała karty Rossnę. Za pewną ilość zakupów przechodziło się na wyższy próg rabatowy. Pamiętam, że można było śledzić ile wizyt brakuje do przejścia na wyższy poziom. Możecie się domyślić co zrobiłam. Chodziłam do drogerii codziennie po jakąś rzecz dla dziecka, aby w jak najszybszym czasie przejść na wyższy poziom. Kupowałam drugi szampon, trzeci balsam do ciała, piąte opakowanie patyczków do uszu, bo kusiło mnie osiągnięcie nowego levelu. Kiedy udało mi się to czułam satysfakcję, ale był taki moment, że nie wyrobiłam się z zakupami w określonym czasie. I wiecie co? Czułam się strasznie oszukana, bo wydałam niepotrzebnie pieniądze na rzeczy, które nie były mi potrzebne. Byłam jednak sama sobie winna. Przez własną głupotę wpadłam w  pułapkę. Dziś jestem mądrzejsza.

Po co więc kusić los. Karty rabatowe najczęściej nic nam nie dają, oprócz zajmowania miejsca w portfelu. Zbieramy punkty, które po roku tracą ważność, zanim zdążymy je na cokolwiek wymienić, otrzymujemy gratisy, które nie są nam potrzebne, naklejki, które rzucamy w kąt, a w obiecanych konkursach i tak nie uda nam się wygrać. I po co to wszystko?

Myślę jednak, że można tu zrobić wyjątek i posiadać kartę w sklepach, w których rzeczywiście coś realnego otrzymamy np rabat na dane zakupy (nie na przyszłe, bo to nas skusi do ponownego bezsensownego kupowania), zbieranie na tzw skarbonkę (Auchan) czy inne tego typu akcje, gdzie rzeczywiście otrzymamy coś realnego. 

Naklejki, punkty, 5 zakupy gratis nie wchodzą w grę.

Moim zdaniem nie warto. 



2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Karty stałego klienta są doskonałym sposobem na budowanie długofalowej relacji pomiędzy firmą, a konsumentem. Dlatego warto udzielać się w programach lojalnościowych https://zencard.pl chociażby dlatego, że mamy dla swoich klientów przygotowane wspaniałe promocje czy bonusy. Tak zadowolony klient z pewnością będzie chciał do nas przychodzić częściej.

    OdpowiedzUsuń

Przeczytaj także

Dlaczego kupujemy za dużo?

Pisałam kilka dni temu, że ponownie staję do walki z zakupoholizmem. Już myślałam, że ten temat mnie nie dotyczy, a wystarczyły dwa miesiąc...