wtorek, 31 lipca 2018

Zmieniam się dla WAS!

Kochani! Widzę jak z każdym dniem czyta mnie coraz więcej osób. Kiedyś myślałam, że ten blog będzie tylko formą pamiętnika, ale widzę po statystykach, że przybywa coraz więcej osób, które tak jak ja chcą zwalczać zakupoholizm. To świetna wiadomość! Piszecie do mnie maila z prośbą o pomoc, o poradę jak wyjść z tego nałogu, jak poradzić sobie z ogromną chęcią kupowania. To działa bardzo motywująco. Przekopując mój blog możecie zobaczyć, że pisałam bardzo  nieregularnie. Teraz od kilku miesięcy pojawiam się z nowym postem często i ciągle mam taką energię by pisać tego bloga dalej. Że potrzebujecie mnie, że razem możemy więcej! 

Postanowiłam zadbać o wygląd bloga, bo dotychczasowy szablon był taki "biedny" i nie zachęcał do czytania. Teraz bardziej mi się podoba. 

Dajcie znać w komentarzu lub wiadomości prywatnej jak wam się podoba ten szablon.

niedziela, 29 lipca 2018

Czy zakupy wynagradzają mi gorszy dzień?

Załapałam dziś doła. Mimo pięknej pogody straciłam ochotę do czegokolwiek. Nazbierało się dużo drobnych i tych większych spraw, które z powodu braku ujścia eksplodowały dołem gigantem. Za dwa tygodnie wracam do pracy po ponad dwuletniej nieobecności (urlop macierzyński i wychowawczy) i dopadł mnie stres. Jak to będzie, czy dam radę, czy pogodzę macierzyństwo z pracą. Jak zareagują pracownicy na mój powrót i czy będę umiała szybko się wdrożyć. Przyjaciółka na jachcie ma słabą baterię w telefonie, więc też nie mogła za długo gadać i pozostało mi samej poradzić sobie z negatywnymi myślami. Chodziłam po mieście, dziecko spało w wózku i tak mnie naszło żeby w tym upale wejść do Rossmanna. Tak pochodzić, pooglądać co jest w ofercie. Klimatyzacja w sklepie wydawała się być idealną opcją na schłodzenie negatywnych myśli. 




Po wejściu do sklepu zaczaiły się złe duchy - "Popraw sobie humor, kup coś", "Weź chociaż krem, będziesz rozgrzeszona, przecież masz doła, a w takich chwilach warto poprawić sobie humor zakupami". "A może kupić coś słodkiego, co ukoi negatywne myśli". No kurcz blade! Nawet człowiek nie może spokojnie pochodzić po sklepie, bo już zły duch nałogu odzywa się i namawia do złego. 

Walczyłam z sobą, nie powiem. Chciałam pozbyć się negatywnych myśli związanych z pracą i chwilowo wydawało mi się, że może ta tabliczka czekolady, a może ten krem albo chociaż saszetka z maseczką pomogą mi w tym.Ostatecznie jednak zrezygnowałam, bo wiem, że  nie tędy droga. Zakupy tylko na chwilę ukoją moją frustrację, a potem wróci poczucie winy że kupiłam niepotrzebne rzeczy i zamiast walczyć z zakupoholizmem daję mu się wciągać.

Nie kupiłam nic, wyszłam szybko, a dół przeszedł po szczerej rozmowie z mężem. 

Pamiętaj!

Zakupy dają tylko chwilowe ujście negatywnych emocji. Jeśli jesteś zakupoholiczką zakupy na poprawę humoru nie są dobrym rozwiązaniem. Chwilowo poczujesz się lepiej, a potem przyjdzie poczucie winy, że znów wydałaś pieniądze na niepotrzebne rzeczy. 

niedziela, 22 lipca 2018

Czy ma Pani naszą kartę rabatową/ stałego klienta?

Ostatnio będąc w Drogerii Natura przy kasie sprzedawczyni zapytała mnie czy mam kartę rabatową. Na moją odpowiedź, że nie posiadam, miła pani wyskoczyła z propozycją założenia takowej, bo:

  • karta uprawnia do rabatów
  • klubowicze dowiadują się o zniżkach jako pierwsi
  • biorą udział w specjalnych promocjach i konkursach
Podziękowałam grzecznie, ale od razu pojawiła się w mojej głowie myśl: Jak to dobrze, że umiem się oprzeć tej propozycji. Inaczej na pewno kupowałabym bez opamiętania.



Kiedyś z pewnością założyłabym taką kartę i śledziła z zapałem każdą okazję. Przeglądała gazetki i notowała co warto kupić. Nie twierdzę, że takie karty są złe, ale dla nas zakupoholików są po prostu niebezpieczne. Kuszą, nakłaniają do częstszego zaglądania do danego sklepu, bo mamy taniej, jesteśmy "traktowani jak VIP", promocje są dostosowane do naszych potrzeb. A to są tylko pozory. Firmie chodzi o to by nas ciągle kusić promocjami, mailami z ofertami, smsami z kodami na zakupy powyżej 100 złotych. W rzeczywistości mi otrzymujemy mało atrakcyjne prezenty (co to za prezent 1 naklejka po wydaniu 40 zł) a sklep ma nas w garści.

Pamiętam jak kiedyś drogeria Rossmann miała karty Rossnę. Za pewną ilość zakupów przechodziło się na wyższy próg rabatowy. Pamiętam, że można było śledzić ile wizyt brakuje do przejścia na wyższy poziom. Możecie się domyślić co zrobiłam. Chodziłam do drogerii codziennie po jakąś rzecz dla dziecka, aby w jak najszybszym czasie przejść na wyższy poziom. Kupowałam drugi szampon, trzeci balsam do ciała, piąte opakowanie patyczków do uszu, bo kusiło mnie osiągnięcie nowego levelu. Kiedy udało mi się to czułam satysfakcję, ale był taki moment, że nie wyrobiłam się z zakupami w określonym czasie. I wiecie co? Czułam się strasznie oszukana, bo wydałam niepotrzebnie pieniądze na rzeczy, które nie były mi potrzebne. Byłam jednak sama sobie winna. Przez własną głupotę wpadłam w  pułapkę. Dziś jestem mądrzejsza.

Po co więc kusić los. Karty rabatowe najczęściej nic nam nie dają, oprócz zajmowania miejsca w portfelu. Zbieramy punkty, które po roku tracą ważność, zanim zdążymy je na cokolwiek wymienić, otrzymujemy gratisy, które nie są nam potrzebne, naklejki, które rzucamy w kąt, a w obiecanych konkursach i tak nie uda nam się wygrać. I po co to wszystko?

Myślę jednak, że można tu zrobić wyjątek i posiadać kartę w sklepach, w których rzeczywiście coś realnego otrzymamy np rabat na dane zakupy (nie na przyszłe, bo to nas skusi do ponownego bezsensownego kupowania), zbieranie na tzw skarbonkę (Auchan) czy inne tego typu akcje, gdzie rzeczywiście otrzymamy coś realnego. 

Naklejki, punkty, 5 zakupy gratis nie wchodzą w grę.

Moim zdaniem nie warto. 



czwartek, 19 lipca 2018

Podsumowanie wyzwania -Maj za 50 zlotych

W ostatnim poście pisałam o wyzwaniu - Maj za 50 zlotych. Miałam wyznaczony cel, aby przez cały miesiąc nie wydać na kosmetyki i ubrania więcej niż po 50 złotych. Czy udało mi się zrealizować wyznaczony cel?

I tak i nie.

TAK, ponieważ

  • W wielu sytuacjach dwa razy zastanowiłam się czy aby na pewno dana rzecz jest mi potrzebna
  • Potrafiłam powiedzieć NIE i odmówić sprzedawczyni w sklepie dodatkowych rzeczy (czerstwego w drogeriach proponowane są nam dodatkowe kremy, żele czy pasty do zębów) 
  • Przez 3/4 miesiąca bardzo trzymałam się w ryzach i nie prowokowałam niepotrzebnych wizyt w drogeriach czy sklepach z ubraniami 
  • Zawsze kiedy nachodziła mnie ochota na małe zakupy kosmetyczne czy odzieżowe przypominałam sobie że przecież mam się w co ubrać i mam czym smarować twarz czy myć ciało.
  • Udało mi się nie wydać na ubrania więcej niż 50 złotych. Kupiłam tylko jedną bluzkę w super second-gandzie za bagatela 5 złotych.

NIE, ponieważ 
  • Ostatecznie uległam konsultantce z Yves Rocher, która namówiła mnie na zestaw kosmetykow.  Miałam z tego powodu wielkie wyrzuty sumienia...
  • Wydałam na kosmetyki więcej niż 50 złotych

Jak oceniam to wyzwanie? 

Uważam że było to dobre doświadczenie, które z pewnością powtórzę za jakiś czas. Dzięki wyzwaniu miałam świadomość że warto się kontrolować i ćwiczyć asertywność. Wiem jednak, że wciąż nie jestem idealna i udaje się mnie namówić na kosmetyki w dobrej cenie. Potrzebuję więcej czasu i kolejnych wyzwań, aby stać się silniejsza i umieć całkowicie zrezygnować z zakupów ponad wyznaczone kwoty pieniędzy.

A jak Tobie poszło? Podjelaś wyzwanie razem ze mną? 

Przeczytaj także

Dlaczego kupujemy za dużo?

Pisałam kilka dni temu, że ponownie staję do walki z zakupoholizmem. Już myślałam, że ten temat mnie nie dotyczy, a wystarczyły dwa miesiąc...