środa, 5 czerwca 2013

Jak to się zaczęło?



W sumie powinnam sięgnąć pamięcią do czasów kiedy to ni stąd ni z zowąd nagle zaczęłam otaczać się nadmiarem kosmetyków.

  1. Avon – kiedy zostałam konsultantką bardzo szybko „przyklejały się” do mnie zbędne kosmetyki. Koniecznie chciałam wypróbować nowości, oferta tylko dla konsultantek kusiła niezmiernie, a wizja większego opustu powodowała, że chcąc nie chcąc dobierałam coś do zamówienia. Z początku miałam wizję, że towar zakupiony w nadmiarze szybko zejdzie, ale równie szybko przekonałam się, że to nie takie proste. Avon bowiem często zmienia design opakowania, wycofuje produkty z oferty, znacznie obniża ceny więc kupując na zapas zapędzamy się w kozi róg, bo kto po kilku miesiącach będzie chciał kupić kosmetyk w starym opakowaniu, w pierwotnej cenie? Jedyne co pozostawało, to zostawić produkt sobie lub sprzedać po niższej cenie, bez zarobku na aukcji lub pośród znajomych.
  2. Aukcje internetowe i zakupy przez Internet – kiedy widzę jedną opłatę za dostawę bez względu na ilość zakupionych rzeczy zapala mi się lampka i myślę – wezmę coś jeszcze… To jest bardzo zgubne, bo niby chcemy zaoszczędzić, ale czy aby na pewno tak jest? Przecież kiedy biorę dodatkowy produkt muszę za niego zapłacić. Cóż z tego, że koszt za wysyłkę pozostanie taki sam, skoro wydałam więcej, niekoniecznie na potrzebny mi produkt? Z manią kupowania przez Internet jest tak, że zawsze znajdzie się kolejny i kolejny produkt, który chcemy wypróbować, bo jest niedostępny w naszej okolicy, bo jest to nowość, bo koleżanka miała czy przeczytaliśmy o nim w kolorowym piśmie. No i zaczyna się! Nie weźmiemy tylko jednej sztuki, skoro biorąc dwie dostaniemy rabat lub próbki w prezencie. A potem pieniądze na koncie topnieją, listonosz przynosi paczkę za paczką, a góry niekoniecznie niezbędnych nam rzeczy rosną. Płatności przez Internet również przychodzą nam dużo łatwiej, bo jest to kwestia kilku kliknięć i już! Nie musimy wychodzić z domu, płacić gotówką, której często nam żal, bo czujemy jej wagę w portfelu. Siedząc w kapciach przed monitorem w ciągu kilku chwil namnażamy swoje zapasy odchudzając jednocześnie domowy budżet.
  3. Blogi i fora internetowe – to trudny temat, bo sama aktywnie udzielam się na jednym z for internetowych i od 1,5 roku prowadzę bloga o tematyce urodowej. Nie mniej jednak muszę przyznać, że one także przyczyniają się do niepotrzebnych zakupów. Ktoś gdzieś coś poleci, napisze o akcji promocyjnej, na blogu zorganizuje rozdanie. Stety czy niestety ale w XXI wieku Internet ma ogromną silę i wpływ na człowieka. Częściej bowiem sięgamy po recenzje do sieci, oglądamy reklamy, wyszukujemy z pozoru lepszych i tańszych rozwiązań. I tak się zaczyna…
  4. Gazetki ofertowe – jeśli nie w skrzynce to na pewno znajdziemy w sklepie lub na ulicy. Ulotki, gazetki promocyjne i bilbordy. Niby jest ich tyle, że już nie robią na nas wrażenia, ale z drugiej strony czekamy na nową gazetkę z drogerii, na nową ulotkę z obuwniczego czy bilbord z nową kolekcją ubrań. I jaki jest tego skutek? Kup jeden, a drugi weź z półki za 2 grosze, kupując jedną parę, drugą masz 40% taniej… Czy potrzebne czy nie ładujemy do kosza, bierzemy do przymierzalni, a potem wychodzimy z siatami ze sklepu i ogołoconym portfelem lub kartą płatniczą.
  5. Koleżanki i różne okazje, wszelkiego rodzaju karty i bony zniżkowe – Tak, tak ludzie z najbliższego otoczenia także mogą mieć negatywny wpływ na nas i stan naszego domowego budżetu. Koleżanka coś poleci, da próbkę do przetestowania, chce sama kupić, ale szuka kogoś do spółki by obniżyć koszty wysyłki. I co? Nie ulegniemy? Przecież kiedy przychodzi do nas z tą propozycją ma oczy jak u kota ze Shreka? Odmówimy jej? No nie, bo to jedyna taka okazje, potem już rabat przepadnie, wykupią ostatnią sztukę, dana rzecz przestanie być modna. Liczy się tu i teraz! Podobnego „haka” mają na nas wszelkie sklepy oferujące karty na punkty, bony zniżkowe itp. Kiedyś usłyszałam: Zabrakło pani 10 gr do otrzymania kolejnej pieczątki… I co tu robić? Jak nie wezmę czegoś przepadnie pieczątka, to tylko 10 gr! Ale na to, że najtańszy produkt w tym sklepie kosztuje „jedyne” 5 zł to już nie patrzę! Liczy się pieczątka i już! No i co? Wzięłam, zapłaciłam 5 zł więcej i dostałam pieczątkę, a kolejna rzecz do zapasów właśnie dołączyła.

To chyba 5 najważniejszych i najbardziej niebezpiecznych sytuacji, które powodują, że zamiast mniej wydajemy więcej, a zamiast mniejszej ilości rzeczy otaczamy się coraz większą ilością często niepotrzebnych przedmiotów.

Czas z tym skończyć!

3 komentarze:

  1. O Boże mam to samo. u mnie też zaczęło się od bycia konsultantką avonu,
    jestem bardzo podatna na promocje.
    zakupy na allegro zawsze robię hurtowo bo za przesyłkę raz się płaci, zanim przyjdzie paczka zapominam że w ogóle coś zamówiłam. a gdy jest już na miejscu okazuje się, że wcale nie potrzebuję tych kosmetyków i nie sprawiają mi radości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, mamy podobnie. Mnie już gromadzenie zapasów bardzo zmęczyło i dlatego podjęłam wyzwanie walki z tym.

      Usuń
  2. Ja na szczęście nie mam tego problemu :) Na ulotki w ogóle nie patrzę, koleżanki mnie do niczego nie namawiają, a po internecie to jedynie patrzę i czytam sobie, ale w sumie nic nie kupuję :) Rzadko się zdarza.
    A jak pójdę do Drogerii to najczęściej stoję jak kołek i się zastanawiam, czy rzeczywiście jest mi to tak potrzebne, jak próbuje mnie do tego przekonać cena "taniego" produktu. Najczęściej się nie daję! :D
    Będę za Ciebie trzymać kciuki i za Twoje postanowienie :) I będę wpadać, by zobaczyć, jak Ci idzie :)

    PeeS: Pochwal się swoją kolekcją ;) Ale etapowo, nie na raz całość :D

    OdpowiedzUsuń

Przeczytaj także

Dlaczego kupujemy za dużo?

Pisałam kilka dni temu, że ponownie staję do walki z zakupoholizmem. Już myślałam, że ten temat mnie nie dotyczy, a wystarczyły dwa miesiąc...